
W moim ogrodzie wreszcie ( później niż zazwyczaj) wiosna wybuchła feerią majowych barw i oszałamiąjących zapachów. Dominują zielenie w wielu odcieniach, fiolety -lilaków, kwitnących czosnków, bluszczyków kurdybanków, szałwii, róże – magnolii i jasnot purpurowych, żółcie – azalii, gajowców, glistników, a także biel – konwalii, stokrotek, delikatnych kwiatuszków poziomek, ale i głogu oraz innych kwitnących krzewów i drzewek owocowych 🙂 Nozdrza mają niezłą ucztę, tak samo jak wygłodniałe, po długiej w tym roku zimie, pszczoły 🙂
Dziś przychodzę do Was ze świetną wiadomością. Część z tych aromatów możemy sobie zachować do jesieni, a nawet zimy używając tych rozkwieconych i nektarujących teraz roślin – oczywiście tych jadalnych 😉 – z ich kwiatów bowiem, możemy sobie zrobić zapas kwiatkowych herbatek 🙂 Tradycyjnych, czyli zwyczajnie suszonych oraz fermentowanych i utlenianych. O ile te pierwsze robię od dawna, to utleniane zaczęłam robić dopiero w tym roku i już czuję, że wpadłam i to wcale nie po uszy, a wręcz po sam nos 🙂 Przerabiam surowce „fermentuje” i utleniam 🙂 Obecnie jest to Lilak pospolity (Syringa Vulgaris L.), zwany potocznie, aczkolwiek błędnie bzem 🙂
Opublikowałam przedwczoraj filmik, w którym widzieliście jak wyłuskuje malutkie fioletowe trąbki-kwiatuszki z kwiatostanów Lilaka. Opowiedziałam w tym materiale filmowym o właściwościach leczniczych, świetnego surowca zielarskiego, jakim jest kwiat Lilaka pospolitego. Obiecałam Wam drodzy, przepis na herbatkę utlenianą, wraz z fotkami pokazującymi kolejne etapy. Jeśli nie widzieliście filmu – odsyłam po tą porcję wiedzy tutaj. Różne przepisy na ten napar krążą w „internetach”, a smak tej herbaty opisywany jest jako karmelowy – co potwierdzam faktycznie trochę przywodzi na myśl karmel, szczegónie, że podparte jest to karmelowym i a nie fioletowym kolorem suszu z utlenionego surowca. Smak według mnie jest zdecydowanie słodki i taki właśnie lilakowo-karmelowy w wyrazie. Zapraszam do mojej wersji, inspirowanej głównie opisem znalezionym u koleżanki zielarki Inez Herbiness 🙂
Zeby zacząć proces , najpierw musimy pozyskać wysokiej jakości surowiec. Z dala od dróg , źródeł zanieczyszczeń i możliwych oprysków zbieramy kwiatostany Lilaka pospolitego (jeśli macie w ogrodach Lilaki, które spełniają pierwszy warunek, mam na myśli te bardziej ozdobne, szlachetne krzewy Lilaka również możecie ich użyć i to niezależnie od koloru, bo o to pytaliście w komentarzach) – kwiatostany zbieramy w suchy słoneczny dzień – surowiec musi być suchy.
Z kwiatostanów wyskubujemy tylko fioletowe maleńkie trąbki-kwiatuszki, bez zielonych części- spowodowałyby one w naszym naparze odczuwalną domieszkę goryczy, a nasz napar ma być w wyrazie i smaku słodki 🙂
Potrzebujemy szczelnie zamykanych słoików, które będziemy ciasno wypełniać kwiatuszkami, zdziwicie się jak dużo surowca mieści się w jednym słoiku – wypełnianie tych czystych i suchych słoików to długa, ale odurzająca aromatem i dlatego przyjemna praca, bo wciaż dokładamy, a słoik woła do nas , że jeszcze trochę się zmieści 🙂 Musimy nasze kwiatuszki w słoju ucisnąć i ubić, ale bez przesady. Kiedy zapełnią się po brzegi szczelnie zakręcamy.
Wstawiamy słoiki do piekarnika, ustawiamy temperaturę 40 stopni, zostawiamy uchylone drzwiczki i czekamy, aż kwiatki z fioletowych staną się prawie białe. Ja wstawiłam je koło północy i póznym rankiem, były gotowe do dalszej obróbki. W temperaturze 35 stopni Celsjusza trwa to zazwyczaj około 12 godzin. Ten proces wyzwala szereg reakcji chemicznych, w warunkach (prawie) beztlenowych tzn. bez dostępu i dopływu kolejnych porcji tlenu poza tym , którego nie uda nam się wypompować ze słoików. To taka trochę fermentacja, ale nie w definicyjnym tego słowa znaczeniu. Fermentacja jest procesem biochemicznym, w którym przemianie ulegają związki organiczne, a proces ten odbywa się przy udziale drobnoustrojów lub wytworzonych z nich enzymów, funkcjonujących w warunkach beztlenowych. Nasz Lilak działa sobie sam pod wpływem temperatury i enzymów własnych.
Odkręcamy słoiki i wysypujemy ich zawartość na pergamin. Już czujemy ten charakterystyczny Lilakowo-karmelowy słodki. Po kontakcie z tlenem w szybkim tempie Lilak stanie się koloru karmelowego – tak będzie wyglądała większość, albo wszystkie kwiatuszki- część z nich najprawdopodobniej nabierze tej barwy już w zamkniętym słoiku, nie mam w tym nic złego.
Suszymy. Ja suszyłam w na półkach piekarnika, wyłożonych peragminem, w temperaturze 40 stopni Celsjusza, z uchylonymi drzwiczkami – nie przekraczamy temperatury 35 stopni. Przechowujemy w szklanych zamkniętych słojach – wewnątrz nich dalej będą zachodzić procesy tym razem „suchej fermentacji” – znów oczywiście nie w ujęciu definicyjnym – i nasz susz nabierać będzie głębi smaku. I gotowe! Mamy nasz herbaciany lilakowy susz na herbatki 🙂
Jak stosować? – Z umiarem – jak z każdym naparem ziołowym. 1 łyżeczka suszu na filiżankę jest idealną porcją pozwalającą uzyskać piekny kolor naparu i odpowiedni aromat 🙂 Nasza wątrobą, pęcherz moczowy, nerki będą nam wdzięczne, a olejek eteryczny zadba o odprężenie i ukoi nerwy oraz pogłaszcze zmysły 🙂 Na zdrowie!






























